O tym, że za chwilę miała wybić północ dowiedziałem się od koleżanki, która wyszła oglądać fajerwerki nad Starym Gdańskim Miastem. Poszedłem i ja. Z restauracji po drugiej stronie Motławy, nieco na prawo od Żurawia patrząc z Filharmonii, wypuszczano w niebo lampiony. Wyglądały przepięknie - światła wzbijające się w niebo. Bez eksplozji, bez huku, po prostu pnące się do góry dzięki rozgrzewanemu przez własny ogień powietrzu we wnętrzu balonu. Wydawało się, że niektórzy celują w nie racami, chcąc je strącić, bo jak w sylwestrową noc można spokojnie płonąć zamiast eksplodować?
Fajerwerki co chwila rozjaśniały ciemne niebo wokół wieży Kościoła Mariackiego. Z odległości około kilometra to był widok niczym z filmu... I poruszający.
Zaczął się kolejny rok, więc wszyscy świętowaliśmy.
Świętowaliśmy, ponieważ skończył się rok...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz