wtorek, 1 marca 2011

jak można być


Zapatrzony w ciemność Adriatyku
Pod pełnym gwiazd niebem
Plecami oparty o kamień
Dziecko ziemi, ognia i wody

Siedział
Pogrążony w myślach
Bujający wśród obłoków
Nieobecny

Szczęśliwy jak
Człowiek
Nieświadomy
Swojego szczęścia

środa, 2 lutego 2011

Prawie u siebie



Budzisz się rano. Jest ostatnia niedziela października, więc masz godzinę gratis, którą zabiorą dopiero w marcu. Pierwszy kanał państwowej telewizji emituje program o czasach wojennych, o bohaterstwie rodaków i zbrodniach agresorów. Narrator podkreśla potrzebę rozliczenia się z przeszłością i dojścia do prawdy. Potem wysłuchujesz reportaże o tym, kto kogo skorumpował i w jakim przekręcie politycznym prawdopodobnie grał główną rolę, jak trudna jest sytuacja ekonomiczna państwa i o ponownym wzroście bezrobocia.
Idziesz do kościoła, gdzie duchowny opowiada o tym, jak smutny jest los narodu, który tyle lat cierpiał pod jarzmem obcego państwa i jak wspaniały jest to naród, albowiem jako jedyny został wybrany przez Boga, by bronić prawdziwych wartości.
Wracasz do domu, jesz obiad z rodziną i zastanawiasz się, czy jesteś dumny z tego, kim się urodziłeś.

Gdy jest już ciemno, wychodzisz z rodzina na spacer do centrum miasta. Podziwiasz iluminację budynków starówki: katedrę, ratusz, teatr, cerkwie, hotel, nawet park, gdzie po stawie wciąż pływają łabędzie. Na sobie masz tylko lekką kurtkę, ale właśnie zamierzasz ją zdjąć. Na głównym deptaku powystawiano stoliki i krzesła, przy których siedzi mnóstwo ludzi, a między nimi kręcą się kelnerzy. Ktoś gra na flecie, ktoś inny na kobzie, cygańskie dzieci proszą cię o monetę. W przenośnych wózkach praży się popcorn, obok nich sprzedaje się gorące kasztany, a twój najmłodszy brat ciągnie cię za rękę do pana, który robi watę cukrową.

Jest godzina 22, w kawiarniach tłumy, tylko McDonald’s świeci pustkami. Wracasz do domu przez rozjaśnione latarniami miasto, gdzie nikt nie zatacza się pijany, mnóstwo dorosłych z dziećmi wciąż jest na spacerze. W piekarni sprzedająca Ci chleb od razu pyta, skąd przyjechałeś, co tu robisz i gdzie tak dobrze nauczyłeś się mówić jej językiem. Jej sąsiadka jest Polką, a jej córka bardzo chciałaby kiedyś odwiedzić twój kraj, bo dużo słyszała o Polakach i uważa, że to świetni ludzie.

A do Warszawy to tylko 782 kilometry w linii prostej.

[18 listopada 2010, Novi Sad, Serbia] 


poniedziałek, 31 stycznia 2011

Skrzat na murze

Jest mur. Stoi sobie przy chodnika w centrum miasta, niedaleko stacji metra. Właśnie tam, gdzie obok przechodzi wielu ludzi.
Na tym murze mieszka skrzat. Mały, w brązowych, wełnianych spodniach i zielonym kubraczku. Nosi skórzane trzewiki bez zadartych nosków, a na głowie pomarańczową czapkę z daszkiem, z wizerunkiem uśmiechniętego Księżyca. I ma zadbaną, krótko przystrzyżoną brodę.
Skrzat właściwie niczym się nie różni od ludzi, poza tym, że jest mniejszy i nie jest człowiekiem, stąd może się im przypatrywać z dystansem. A że jest bardzo spostrzegawczy, świetnie poznał ludzi i wie, co im się podoba.

Jego praca polega na tym, że każdemu przechodniowi stara się pokazać fragment ściany, który może mu się bardzo spodobać. Tak więc skrzat ciągle maluje i stara się, żeby mur była jak najatrakcyjniejszy i przyciągał uwagę przechodniów.
Jednak mur ma stronę niewidoczną dla przechodniów. Z tej drugiej sypie się tynk, cegły kruszeją i odpadają.
Skrzat nie ma czasu na remont, bo chce, żeby piękny widok na murze poprawiał ludziom nastrój. Stale pracuje nad malunkami. I pracuje coraz więcej, gdyż nawet po malowanej stronie pojawiają się pęknięcia
i rysy. Mimo tego nie zamierza zabrać się za naprawę drugiej strony, bo nie chce, by ta widoczna choć na chwilę przestała być ładna. Bo nie będzie sprawiać przyjemności przechodniom.
A może, myśli skrzat, sprawi ludziom zawód, bo ludzie oczekują, że zobaczą ładną ścianę...

Nie wiadomo, czy skrzat potrafi zdać sobie sprawę z tego, że bez gruntownej naprawy, mur runie...

środa, 5 stycznia 2011

New Year 2011

O tym, że za chwilę miała wybić północ dowiedziałem się od koleżanki, która wyszła oglądać fajerwerki nad Starym Gdańskim Miastem. Poszedłem i ja. Z restauracji po drugiej stronie Motławy, nieco na prawo od Żurawia patrząc z Filharmonii, wypuszczano w niebo lampiony. Wyglądały przepięknie - światła wzbijające się w niebo. Bez eksplozji, bez huku, po prostu pnące się do góry dzięki rozgrzewanemu przez własny ogień powietrzu we wnętrzu balonu. Wydawało się, że niektórzy celują w nie racami, chcąc je strącić, bo jak w sylwestrową noc można spokojnie płonąć zamiast eksplodować?

Fajerwerki co chwila rozjaśniały ciemne niebo wokół wieży Kościoła Mariackiego. Z odległości około kilometra to był widok niczym z filmu... I poruszający.
Zaczął się kolejny rok, więc wszyscy świętowaliśmy.
Świętowaliśmy, ponieważ skończył się rok...

środa, 1 grudnia 2010

Posypane

chłodem posypane ulice,
przeciekające irytacją buty
nikt nie nosi kaloszy
gdy mokre stopy marzną bardziej

sól wpleciona w zwoje sznurowadeł
i promienie słońca na ludzkich źrenicach.
nie widzieć światła-
nie oddychać powietrzem-

by móc usłyszeć własny głos
jak przeklina - codzień
nie winne niczemu.

biały kryształ zamarzł w uszach
i rozsypany po skórze
różem zamglił zwykłe okulary.

wtorek, 30 listopada 2010

"Do K..."

"  
    Drżące dłonie... rozgrzane ciało... słony pot spływa po skórze... Nie jestem w stanie zająć się czymś innym, myśli me rozbiegane, w głowie całkowity zamęt. Gorąco... Oddech przyspieszony, rwący, co chwila zmienia rytm. Brak mi tchu... Chłodne powietrze spod nieszczelnego okna wcale nie chłodzi, wcale nie uspokaja. Nie czuję go... Unoszą się naelektryzowane włosy, okulary zsuwają z nosa, krew w ciele szumi coraz głośniej, serce bije szybciej... A w brzuchu stado rozwścieczonych motyli stale domaga się wolności...
  
    Wszystko przez ciebie, twój wspaniały smak czułem już dziś tyle razy na mych ustach... Wciąż ciebie niesyty, ciągle pragnę więcej... Chcę się upoić twym smakiem, twym przecudnym, odczuwalnym po koniuszki nerwów zapachem, który otacza mnie ze wszech stron, który zniewala i jak magnes przyciąga do siebie... Chcę trzymać cię w mych dłoniach, móc zawsze je na tobie ogrzać. Tylko ty dajesz siłę do pracy, orzeźwiasz umysł, nadajesz sens... Z myślą o tobie się budzę, z myślą o tobie zaczynam pracę, z myślą o tobie ją kończę i ta myśl nie chce mnie opuścić nawet wtedy, gdy kładę się spać...
   
    Tylko ty... Tylko ty...
   
    Najwspanialsza, najsłodsza, najprzyjemniejsza................................

                                                                   
                                                    Moja kawo...

"