Budzisz się rano. Jest ostatnia niedziela października, więc masz godzinę gratis, którą zabiorą dopiero w marcu. Pierwszy kanał państwowej telewizji emituje program o czasach wojennych, o bohaterstwie rodaków i zbrodniach agresorów. Narrator podkreśla potrzebę rozliczenia się z przeszłością i dojścia do prawdy. Potem wysłuchujesz reportaże o tym, kto kogo skorumpował i w jakim przekręcie politycznym prawdopodobnie grał główną rolę, jak trudna jest sytuacja ekonomiczna państwa i o ponownym wzroście bezrobocia.
Idziesz do kościoła, gdzie duchowny opowiada o tym, jak smutny jest los narodu, który tyle lat cierpiał pod jarzmem obcego państwa i jak wspaniały jest to naród, albowiem jako jedyny został wybrany przez Boga, by bronić prawdziwych wartości.
Wracasz do domu, jesz obiad z rodziną i zastanawiasz się, czy jesteś dumny z tego, kim się urodziłeś.
Gdy jest już ciemno, wychodzisz z rodzina na spacer do centrum miasta. Podziwiasz iluminację budynków starówki: katedrę, ratusz, teatr, cerkwie, hotel, nawet park, gdzie po stawie wciąż pływają łabędzie. Na sobie masz tylko lekką kurtkę, ale właśnie zamierzasz ją zdjąć. Na głównym deptaku powystawiano stoliki i krzesła, przy których siedzi mnóstwo ludzi, a między nimi kręcą się kelnerzy. Ktoś gra na flecie, ktoś inny na kobzie, cygańskie dzieci proszą cię o monetę. W przenośnych wózkach praży się popcorn, obok nich sprzedaje się gorące kasztany, a twój najmłodszy brat ciągnie cię za rękę do pana, który robi watę cukrową.
Jest godzina 22, w kawiarniach tłumy, tylko McDonald’s świeci pustkami. Wracasz do domu przez rozjaśnione latarniami miasto, gdzie nikt nie zatacza się pijany, mnóstwo dorosłych z dziećmi wciąż jest na spacerze. W piekarni sprzedająca Ci chleb od razu pyta, skąd przyjechałeś, co tu robisz i gdzie tak dobrze nauczyłeś się mówić jej językiem. Jej sąsiadka jest Polką, a jej córka bardzo chciałaby kiedyś odwiedzić twój kraj, bo dużo słyszała o Polakach i uważa, że to świetni ludzie.
A do Warszawy to tylko 782 kilometry w linii prostej.
[18 listopada 2010, Novi Sad, Serbia]